< > wszystkie blogi

Powiało nudą

Od dziś zawsze będę kończył, to co zacz...

Ile, powiadasz?

17 października 2011
O tym, że urządzenia elektroniczne mają dusze i to w dodatku taką, którą niezmiernie łatwo zranić... Lub po prostu niektóre urządzenia mimo rodzaju męskiego, jak na przykład... No nie wiem... Telefon, tak naprawdę są kobietami, Frejr przekonał się na własnej skórze kilka tygodni temu.
W jeden z tych leniwych piątków, w które pojawiają się z zadziwiającą regularnością co siedem dni, Frejr wraz z współtowarzyszami doli popijał poranną kawę w kuchni zastanawiając się, co tu jeszcze zrobić, by jak najdłużej wymigać się od pracowania. Od słowa do słowa zeszło na aparaty telefoniczne. Mimo, iż zawód Frejra sugerowałby, że powinien zawsze mieć w kieszeni najbardziej trendy, najnowszy, a najlepiej taki model, którego jeszcze nie ma na rynku, Frejr uważa, ze telefon jeśli ma możliwość dzwonienia, wysyłania/odbierania SMSów i nie ma rozmiarów telefonu satelitarnego z początków ery GSM, to już jest wart zainteresowania. Aby odsunąć ten nieuchronny moment, kiedy trzeba będzie spiąć się i wykonać dzisiejszą pracę, ktoś rzucił coś na temat komórek. Kiedy przyszła kolej na Frejra, bez zażenowania czy wstydu przyznał się, że nie specjalnie goni za nowinkami technicznymi, i telefony wymienia w momencie, kiedy jego operator stwierdza, że porzuca bieżącą częstotliwość na której obecnie pracuje. Frejr opowiedział, jak to miał jeden z pierwszych niezniszczalnych telefonów, za posiadanie których można było od "dresów" dostać po ryju, bo nawet w skupie złomu ich nie chcieli, a w końcu dresiarz traci na ciebie swój cenny czas, który mógłby poświęcić na skrojenie jakiegoś portfela i dwóch-trzech komórek. Później kiedy niezniszczalny się zniszczył, przesiadł się na jeszcze jakieś dwa inne, które również służyły aż stwierdziły, że nawet Polacy wcześniej idą na emerytury. Frejr opowiedział też, jak to ostatni telefon był tak uprzejmy, że przed całkowitym udaniem się w zaświaty, ostatni raz pozwolił się włączyć i skopiować wszystkie kontakty. Po ostatniej wizytówce odczekał 3 sekundy, po czym zasnął na wieki. I to mył moment, kiedy ostatnio Frejr zmieniał aparat. Było to blisko dwa lata temu. Ponieważ akurat trafiła się okazja, Frejr zakupił super hiper, jak na niego model z dotykowym wyświetlaczem, WiFi i innymi takimi, które do tej pory miał tylko w "lapku". I tak sobie wesoło gawędząc, rozwinęła się dyskusja na temat telefonów, ich systemów operacyjnych i tego który lepszy. Oczywiście Frejr miał swoje zdanie na temat Androida i dzielenia się informacjami z telefonu, z Góglem. Czy się tego chce, czy nie. Oczywiście, Frejr wiedział, że są sposoby na zachowanie pozorów prywatności, ale... Cóż chyba Frejr się powoli starzeje, bo uważa że nie ma czasu ani ochoty na konfigurowanie przez kilka dni aparatu. Ale summa summarum, zgodził się, że tak naprawdę, to zbyt dużej alternatywy nie ma. - Jak się znam, to tak czy siak, następny telefon pewnie kupię, jak ten mi się popsuje tak, ze nie da się go już używać - Frejr wyraził swoje zdanie. - Tego mam już około dwóch lat, więc szacuję, że poużywam go jeszcze z 3, a jak dobrze pójdzie, może nawet i pięć lat. A następny pewnie to jednak będzie Android. Chyba, że uda mi się dostać jakiegoś dummfona, przez którego będę mógł rozmawiać i komunikować się za pomocą SMSów. Po tym radosnym wyznaniu, wszyscy stwierdzili, że mimo chęci, nie uda się dalej udawać, że jest coś ważniejszego niż praca i się rozeszli do biurek. Wieczorem Frejr zauważył, że bardzo szybko wyczerpuje mu się bateria w telefonie. Cóż, przez dwa lata zdążył się przyzwyczaić, że telefon potrzebuję chwili wytchnienia i trzeba go zrestartować, bo w tle pozostaje jakiś proces, który żywi się bateriami, a wyłączenie i włączenie telefonu to jedyny sposób, żeby się odwalił. Zgodnie z tradycją, Frejr telefon wyłączył, a potem... A potem nie było już potem. Telefon poza radosnym pobzykiwaniem alarmem wibracyjnym odmówił współpracy. - Trzy-pięć lat... Tak, oczywiście, nie byłoby lepszego momentu na zepsucie się, jak dzisiaj - Frejr nawet nie był zły. Mocno... Następnego dnia po gorączkowym poszukiwaniu gwarancji/paragonu/pistoletu, jednym słowem czegoś, co pozwoliłoby mu zachować przy sobie wszystko, co tak lubi: i swoje pieniążki i telefon z kontaktami, SMSami oraz wszystkimi kompromitującymi go danymi, które przy dostaniu się w odpowiednio sprytne ręce, pozwoliłyby go szantażować przez najbliższe dziesięciolecia. W skrócie: telefon udało się naprawić, w ramach gwarancji przez "aktualizację oprogramowania". Frejr zaczął się zastanawiać, czy software jego telefonu nie ma czasem licznika włączeń, bo naprawa przez wgranie nowego softu pachnie resetem licznika. Cóż, tym razem Frejr jest ostrożniejszy w szacunkach i zgaduje, że nowy telefon kupi sobie za około dwa lata. Może za cztery, jak znajdzie soft do aktualizacji softu...
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi