Witam wszystkich...
do założenie tego wątku popchnął mnie ten spot:
https://www.joemonster.org/filmy/16500/Zakazana_brytyjska_reklama_spoleczna
Otóż naszła mnie taka refleksja:
Ja tu widzę pewien paradoks, z jednej strony straszy się nastolatki zajściem w ciążę, zachęca się do używania antykoncepcji a najlepszą motywacją aby ją stosować ma być strach przed tym okropnym "bachorem" który wyjdzie z lędźwi kobiety 9 miesięcy po stosunku. Niby nazywa się to: "niechcianą ciążą" ale zastanówmy się, jakie wyobrażenie na temat macierzyństwa/ojcostwa budują media, popkultura, jaki jest główny dyskurs w myśleniu o byciu tatą albo mamą? Pierwsze skojarzenia to "uwiązanie", "uziemienie", "ograniczenie", "wyrzeczenie"... Przeciwstawia się temu świetne życie singla - bez zobowiązań, wolny, cool itd. obowiązkowa zmiana partnerów co jakiś czas. A dzieci? Najpierw zrobię karierę a później zacznę się mnożyć ( o ile zegar biologiczny na to pozwoli)
Z drugiej jednak strony mamy demografów bijących na alarm, że Europa się starzeje, że będzie nas coraz mniej, że w końcu zaleją nas muzułmanie (w monsterTv był ostatnio filmik o tym, utrzymany w lekko panicznym tonie). Gadające głowy w telewizji pokazują wykresy, żonglują słupkami, podają liczby... ich główne przesłanie to:
róbmy więcej dzieci!
Przechodząc do sedna, czy taki dorosły człowiek - który będąc nastolatkiem był zewsząd bombardowany reklamami o antykoncepcji, zgubnych skutkach jej nie używania, "koszmarem" posiadania dziecka i rodziny - może się przyczynić do wzrostu dzietności na naszym kontynencie? Czy to tylko pobożne życzenia polityków i demografów?
Jeśli będzie nas ubywało, coraz to nowe mniej liczne pokolenia będą musiały utrzymywać te starsze, system emerytalny w obecnej postaci będzie nie do utrzymania i albo będziemy później przechodzić na emeryturę, albo cały system pewnego dnia szlag trafi. W tym sensie problem dotyczy każdego z nas...
Myśląc bardziej abstrakcyjnie,różni wieszcze głoszą upadek kultury zachodniej rozumianej jako europejska, baa... nawet całej cywilizacji... no cóż... z jednej strony szkoda, ale z drugiej taka jest już kolej rzeczy cywilizacje rodzą się i upadają...
Sprzeczność którą dostrzegam w podejściu do dzietności, każe mi zadać ostateczne pytanie: czy przy takim schizofrenicznym podejściu mamy jakiekolwiek szanse na odwrócenie tego trendu?
Poddaję to pytanie pod rozwagę bojownictwu.
do założenie tego wątku popchnął mnie ten spot:
https://www.joemonster.org/filmy/16500/Zakazana_brytyjska_reklama_spoleczna
Otóż naszła mnie taka refleksja:
Ja tu widzę pewien paradoks, z jednej strony straszy się nastolatki zajściem w ciążę, zachęca się do używania antykoncepcji a najlepszą motywacją aby ją stosować ma być strach przed tym okropnym "bachorem" który wyjdzie z lędźwi kobiety 9 miesięcy po stosunku. Niby nazywa się to: "niechcianą ciążą" ale zastanówmy się, jakie wyobrażenie na temat macierzyństwa/ojcostwa budują media, popkultura, jaki jest główny dyskurs w myśleniu o byciu tatą albo mamą? Pierwsze skojarzenia to "uwiązanie", "uziemienie", "ograniczenie", "wyrzeczenie"... Przeciwstawia się temu świetne życie singla - bez zobowiązań, wolny, cool itd. obowiązkowa zmiana partnerów co jakiś czas. A dzieci? Najpierw zrobię karierę a później zacznę się mnożyć ( o ile zegar biologiczny na to pozwoli)
Z drugiej jednak strony mamy demografów bijących na alarm, że Europa się starzeje, że będzie nas coraz mniej, że w końcu zaleją nas muzułmanie (w monsterTv był ostatnio filmik o tym, utrzymany w lekko panicznym tonie). Gadające głowy w telewizji pokazują wykresy, żonglują słupkami, podają liczby... ich główne przesłanie to:
róbmy więcej dzieci!
Przechodząc do sedna, czy taki dorosły człowiek - który będąc nastolatkiem był zewsząd bombardowany reklamami o antykoncepcji, zgubnych skutkach jej nie używania, "koszmarem" posiadania dziecka i rodziny - może się przyczynić do wzrostu dzietności na naszym kontynencie? Czy to tylko pobożne życzenia polityków i demografów?
Jeśli będzie nas ubywało, coraz to nowe mniej liczne pokolenia będą musiały utrzymywać te starsze, system emerytalny w obecnej postaci będzie nie do utrzymania i albo będziemy później przechodzić na emeryturę, albo cały system pewnego dnia szlag trafi. W tym sensie problem dotyczy każdego z nas...
Myśląc bardziej abstrakcyjnie,różni wieszcze głoszą upadek kultury zachodniej rozumianej jako europejska, baa... nawet całej cywilizacji... no cóż... z jednej strony szkoda, ale z drugiej taka jest już kolej rzeczy cywilizacje rodzą się i upadają...
Sprzeczność którą dostrzegam w podejściu do dzietności, każe mi zadać ostateczne pytanie: czy przy takim schizofrenicznym podejściu mamy jakiekolwiek szanse na odwrócenie tego trendu?
Poddaję to pytanie pod rozwagę bojownictwu.
--
Gdyby ludzie byli dla siebie ciągle mili to by sobie nawzajem łby pourywali