Piszę ten post pod wpływem sytuacji, która spotkała mnie dziś rano gdy szłam na uczelnię. Był mroźny poranek a ja miałam głowę zaprzątniętą czekającym mnie egzaminem. Nagle zaczepił mnie starszy pan, kiepsko ubrany, ale nie wyglądał na bezdomnego. Powiedział, że zbiera pieniądze na jedzenie. W pierwszym odruchu pokręciłam głową, coś tam burknęłam i poszłam dalej. Po zrobieniu dwóch kroków dopadło mnie sumienie. Gdybym miała przy sobie coś do jedzenia, nie wahałabym się ani chwili. Ale nic nie miałam, a wiadomo, że gdy chodzi o pieniądze jesteśmy nieufni. Odeszłam spory kawałek, po czym wróciłam się i spytałam tego pana czy zbiera na jedzenie czy może jednak na alkohol. Powiedział, że na jedzenie. Dałam mu 2,50 zł (naprawdę więcej nie miałam w danej chwili, nie należę do bogatych). Moje sumienie natychmiast się uspokoiło, ale w dalszym ciągu miałam jakieś dziwne uczucie, że niepotrzebnie się nad nim wywyższyłam zadając mu to pytanie. Dodam, że nie czułam od niego alkoholu ani innego smrodu.
Piszę o tym, bo ta sytuacja trochę zmieniła mój pogląd na tą sprawę. Do tej pory byłam przeciwna wspieraniu żebraków, bo niestety często kupują za to alkohol, poza tym za dużo nasłuchałam się o zorganizowanym działaniu różnych grup, kupują wózki inwalidzkie i wystawiają na mróz kobiety z dziećmi, ponoć przy dobrych wiatrach zarobią lepszą dniówkę niż sekretarka (no sami powiedzcie, co sobie myślicie jak widzicie klęczącą kobietę, która ma wydrukowaną i zalaminowaną kartkę z wizerunkiem Matki Boskiej i słowami "Bóg zapłać"?). Ostatnio zaczynam jednak myśleć, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kto tak naprawdę potrzebuje tej złotówki, a kto jest zwykłym naciągaczem. Bardzo łatwo jest kogoś ocenić po pozorach. Ale zaczynam myśleć, że zawsze warto się podzielić, nawet jak się nie ma wiele. A jeśli pieniądze trafią w nieodpowiednie ręce... No cóż, w końcu ja wykazuję się dobrocią, niech każdy strzeże swojego sumienia.
Niektórzy twierdzą, że jestem naiwna. Ale jeśli się okaże, że na 10 osób, którym dałam pieniądze jedna faktycznie ich potrzebowała, to czy nie warto?
Co o tym sądzicie?
Piszę o tym, bo ta sytuacja trochę zmieniła mój pogląd na tą sprawę. Do tej pory byłam przeciwna wspieraniu żebraków, bo niestety często kupują za to alkohol, poza tym za dużo nasłuchałam się o zorganizowanym działaniu różnych grup, kupują wózki inwalidzkie i wystawiają na mróz kobiety z dziećmi, ponoć przy dobrych wiatrach zarobią lepszą dniówkę niż sekretarka (no sami powiedzcie, co sobie myślicie jak widzicie klęczącą kobietę, która ma wydrukowaną i zalaminowaną kartkę z wizerunkiem Matki Boskiej i słowami "Bóg zapłać"?). Ostatnio zaczynam jednak myśleć, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kto tak naprawdę potrzebuje tej złotówki, a kto jest zwykłym naciągaczem. Bardzo łatwo jest kogoś ocenić po pozorach. Ale zaczynam myśleć, że zawsze warto się podzielić, nawet jak się nie ma wiele. A jeśli pieniądze trafią w nieodpowiednie ręce... No cóż, w końcu ja wykazuję się dobrocią, niech każdy strzeże swojego sumienia.
Niektórzy twierdzą, że jestem naiwna. Ale jeśli się okaże, że na 10 osób, którym dałam pieniądze jedna faktycznie ich potrzebowała, to czy nie warto?
Co o tym sądzicie?