Zawsze marzyłam o wyjeździe na surf camp. Kiedy w końcu nadszedł ten moment, postanowiłam zabrać ze sobą moją najlepszą przyjaciółkę, Sashę. Sasha była typem imprezowiczki - jej ideałem "aktywnego wypoczynku" była siesta z drinkiem w ręku. Wiedziałam, że będzie wyzwanie, ale myślałam: "Co może pójść nie tak?"
Już pierwszego dnia, kiedy dotarłyśmy na miejsce, Sasha zapytała,
gdzie jest bar z koktajlami. Pokazałam jej ocean i powiedziałam,
że to nasz bar na najbliższe dwa tygodnie. Jej mina była bezcenna!
Na miejscu poznaliśmy resztę grupy. Wszyscy byli nastawieni na
sportowo, a Sasha... zastanawiała się, czy deski do surfingu można
zamienić na pływające materace.
Jednak Sasha miała inne plany. Już pierwszego wieczoru
zaproponowała, żebyśmy poszły do okolicznego klubu. "Może nauczą
nas tam surfować... na parkiecie?" - żartowała. Uległam jej
urokowi i poszłyśmy. Następnego dnia obie czułyśmy się jakbyśmy
walczyły z falami... ale w głowach.
Kiedyś, po jednej z tych "naukowych" nocy, Sasha postanowiła, że
pójdzie ze mną na poranny surfing. W pewnym momencie zobaczyłam,
jak próbuje "złapać falę"... na piasku. Gdy zapytałam, co robi,
odpowiedziała: "Trenuję na sucho!". Po tym incydencie postanowiłam
porozmawiać z Sashą. Przypomniałam jej, dlaczego tu przyszłyśmy.
Sasha przeprosiła i obiecała, że będzie bardziej odpowiedzialna. A
potem dodała: "Ale tylko jeśli nauczysz mnie, jak robić te fajne
triki na desce!"
Reszta naszego wyjazdu była pełna śmiechu. Sasha zaczęła więcej
czasu spędzać na desce (choć czasami wyglądało to jak taniec na
lodzie), a wieczory spędzałyśmy robiąc żarty i śmiejąc się z
naszych przygód. Ten wyjazd nauczył nas obie ważnej lekcji - że
surfing to nie tylko sport, ale też świetna zabawa, jeśli
podchodzisz do niego z odpowiednim poczuciem humoru!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą