Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

"Policjanci z Miami" - telewizyjny fenomen, który na zawsze zmienił męską modę, muzykę i... Miami

67 279  
341   52  
Za młody byłem. Zdecydowanie za młody, aby dostać pozwolenie na uczestnictwo w seansach „Policjantów z Miami” i właściwie po zobaczeniu czołówki serialu oddelegowywany byłem do spania. Przygody słynnych gliniarzy zobaczyłem dopiero parę lat później i… o słodki Belzebubie, jakież to było dobre! Ten twór to dziś prawdziwa esencja tego co najlepsze w latach 80. i prawdziwy fenomen, który ukształtował nie tylko telewizyjne gusta widzów!

Najpierw miał być… film

Od kilku już dekad po świecie krąży legenda o pewnej burzy mózgów, która to miała miejsce na początku lat 80. w siedzibie NBC. Wówczas to producent - Brandon Tartikoff miał nabazgrać na chusteczce słowa „MTV Cops” i podsunąć ją scenarzyście Anthony’emu Yerkovichowi. Ten w mig złapał koncepcję i zasiadł do pracy nad utrzymanym w klimacie kultowej stacji telewizyjnej serialem o gliniarzach. Prawda była jednak nieco inna. Karteczka z esencjonalnym sloganem faktycznie krążyła wśród obecnych na spotkaniu filmowców, jednak Yerkovich tworzył już wówczas szkice produkcji o policyjnym duecie. Projekt ten zwał się wtedy „Gold Coast” i miał być pełnometrażowym filmem!

Anthony przyłożył się do tej pracy niezwykle skrupulatnie i sporo czasu spędził w Miami spotykając się z lokalnymi stróżami prawa. Musicie bowiem wiedzieć, że w połowie lat 80. miasto to było miejscem przerzutu olbrzymich ilości kokainy, a przestępczym światem trzęsły latynoskie gangi, w tym m.in. ten należący do legendarnej Griseldy Blanco.


Ostatecznie jednak ustalono, że twór ten będzie serialem, a za jego sterami stanie producent Michael Mann. Tak, to ten sam człowiek, który parę lat później wyreżyserował „Gorączkę” i „Ostatniego Mohikanina”. Mimo że w tym wypadku to nie Mann zasiadał na reżyserskim stołku (praktycznie każdy odcinek pierwszego sezonu miał innego reżysera – większość z nich to znane dziś, hollywoodzkie, grube ryby), ale to on dbał o wizualną estetykę serialu. Osobiście włóczył się po ulicach Miami i szukał idealnych lokacji do zdjęć. Dzięki niemu wiele potężnych budynków w stylu art-deco zostało specjalnie na potrzeby przedsięwzięcia odmalowanych.

Sonny Crockett jest tylko jeden! No, dobra – jest ich dwóch…

Dla Dona Johnsona rola w „Miami Vice” nie była debiutem. Aktor ten od 1967 roku pojawiał się głównie na małym ekranie. Niestety, wiele z seriali w których miał wystąpić, kończyło swoją „przygodę” na pilocie lub kilku odcinkach, zanim stacje telewizyjne decydowały się ściągnąć je z ramówki. Johnson nie był pierwszym wyborem twórców policyjnego projektu. Rozważano powierzenie roli Sonny’ego Crocketta Jeffowi Bridgesowi, ale ten będąc po sukcesie filmu „Tron” miał wówczas pełne ręce roboty. Nie inaczej sprawa wyglądała z innym gwiazdorem, którego producenci chcieli widzieć w pierwszoplanowej roli. Nick Nolte, bo o nim mowa, niewiele wcześniej zagrał w „48 godzinach”, a jego kariera nabrała szalonego rozpędu i grafik miał dość napięty.

Ostatecznie filmowcy zdecydowali się dać tę fuchę… Larry’emu Wilcoxowi – telewizyjnej gwieździe, która podbiła serca amerykańskich widzów występując w innym policyjnym serialu NBC pt. „ChiPs”. Wszyscy byli zachwyceni jego castingowym przesłuchaniem i zgodnie stwierdzili, że facet nadaje się do tej roli, jak nikt inny.

https://youtu.be/gPEKr2UP404

Kiedy wszystko już było dograne, pojawił się Don Johnson i sprawił, że producenci i scenarzyści zmienili zdanie. Aktor stawił się na casting świeżo po zarwanej nocce, ze zmierzwionymi włosami i wielce zmęczoną twarzą. Wyglądał jak wymięty policjant wracający do domu po pełnym akcji dyżurze z ciągnącymi się w nieskończoność nadgodzinami.


Wilcox nie ukrywał swojego zawodu. Po latach jednak stwierdził, że prawdziwy Sony Crockett może być tylko jeden. No, właśnie – właściwie to jest ich dwóch. Najwyraźniej Anthony Yerkovich bardzo lubi to imię i nazwisko, bo postać tak nazywająca się zadebiutowała parę lat wcześniej w innym serialu, do którego scenariusz współtworzył Yerkovich. Mowa o „Posterunku przy Hill Street”.

Johnson za udział w każdym odcinku dostawał 30-35 tysięcy dolarów, co w gruncie rzeczy nie było wcale dużą stawką. Taki na przykład Tom Selleck za występ w „Magnum” zgarniał po 250 tysięcy dolców!


Po drugim sezonie „Policjantów z Miami”, kiedy już serial wspiął się na szczyty popularności, gruchnęła wieść o tym, że główny aktor rezygnuje ze swojego udziału. Powód? Wiadomo – kasa. Johnson zażądał podwyżki do 100 tysięcy dolarów. Studio odmówiło, więc aktor opuścił plan. Ekipa usiłowała kręcić pilot nowego sezonu bez Dona, co szybko okazało się niewykonalne. W tej sytuacji NBC wytoczyło gwiazdorowi sprawę, jednocześnie desperacko szukając dla niego zastępcy. Rozważano zatrudnienie Treata Williamsa albo, znanego później z „NCIS”, Marka Harmona. Na szczęście ostatecznie studio dogadało się z Johnsonem, który wkrótce wrócił do swojej roli. Do dziś nie wiadomo, jak wysoką podwyżkę dostał…

EGOT!

W cieniu Dona Johnsona znajdował się jego serialowy partner grany przez Philipa Michaela Thomasa. Aktor nie miał specjalnego problemu z faktem, że był "tym drugim", jednak marzył o tym, aby zdobyć wszystkie najważniejsze nagrody filmowego świata - Emmy, Oscara, Grammy i Tony. Okazuje się, że ciemnoskóry gwiazdor nie tylko występował przed kamerą, ale i (niestety z dość marnym skutkiem) rozwijał swoją karierę muzyczną. Kilka numerów jego autorstwa można było usłyszeć w serialu.

Z pierwszych liter wszystkich wymarzonych nagród, Thomas stworzył wyraz EGOT i wygrawerował go sobie na złotym wisiorze, który to zwykł nosić na szyi. Nie pomogło mu to jednak odebrać żadnego z tych prestiżowych wyróżnień.


„Policjanci z Miami” mieli olbrzymi wpływ na muzykę popularną

Producenci serialu na każdy odcinek mieli w swoim budżecie przygotowane 10 tysięcy dolarów, które to pieniądze pozwalały im wykupywać prawa do wykorzystania utworów różnych znanych wówczas gwiazd muzyki. Dla wielu artystów było to nie tylko wielkie wyróżnienie, ale i pewność nagłego skoku popularności ich kompozycji. Widzowie dwukrotnie mogli posłuchać m.in. „In the Air Tonight” Phila Collinsa.

https://www.youtube.com/watch?v=-aMCzRj3Syg

W niektórych odcinkach rozbrzmiewała też muzyka The Rolling Stones, Lionela Richiego, Erica Claptona, czy INXS. Na nuty z „Miami Vice” był tak duży popyt, że wydano kilka albumów ze ścieżką dźwiękową z serialu. Pierwsza taka kompilacja wspięła się w 1985 roku na pierwsze miejsce Billboardu.


Wielkim hitem, szczególnie w Europie, był instrumentalny kawałek autorstwa Jana Hammera. „Crockett’s Theme” mogliśmy usłyszeć dopiero w czwartym odcinku pierwszego sezonu „Policjantów z Miami”.

https://www.youtube.com/watch?v=m8-ItRoHJM0

Później kompozycja ta wielokrotnie rozbrzmiewała, w różnych wersjach, przy wielu okazjach. Ba, tę charakterystyczną melodię wyłapali też gracze, którzy zarywali noce przy mocno inspirowanym przygodami policyjnej pary, „GTA: Vice City”!


Warto też dodać, że w serialu pojawiło się sporo znajomych twarzy – od Bruce’a Willisa, przez Julię Roberts, aż po Bena Stillera czy Liama Neesona!

Słynni gliniarze zareklamowali też pewne kultowe auto

W pierwszych odcinkach Sonny Crockett wozi się Ferrari Daytona. W rzeczywistości była to poddana wizualnemu tuningowi Corvetta z 1980 roku. Gdy Enzo Ferrari dowiedział się, że jedno z jego „dzieci” grane jest przez produkt konkurencyjnego koncernu wpadł w szał i pozwał twórców „Miami Vice”.

Zanim jednak doszło do rozprawy, obie strony dogadały się. Ferrari obiecał dostarczyć na plan dwie nowiutkie Testarossy pod warunkiem, że podrobiona bryka Crocketta zostanie efektownie zniszczona przed kamerą.


Pomogli też wypromować jedno z najbardziej niebezpiecznych miast w USA

Jak już wspomniałem wyżej, Miami mogło pochwalić się wyjątkowo złą opinią miejsca, gdzie równie łatwo można zakupić kokainę, co zarobić kulkę w łeb od przypadkowego puto. Do niedawna znane jako „stolica morderstw” miasto nagle stało się obiektem zainteresowania tysięcy turystów, którzy na własne oczy chcieli zobaczyć pastelowe budynki znane z serialu (i jak już wiecie – na jego potrzeby odmalowane!).


Napływ przyjezdnych sprawił, że o jakość swoich lokali zadbali właściciele restauracji oraz hoteli. Trudno się dziwić – twórcy „Policjantów z Miami” upchnęli w swoje dzieło całą masę luksusowych wnętrz, przepastnych basenów i czystych plaż pełnych seksownych dziewczyn w skąpych strojach kąpielowych. Miami kojarzyło się wszystkim z jaskrawymi barwami, willami baronów narkotykowych, drogimi furami, palmami, no i oczywiście flamingami! W obliczu najazdu turystów, którzy pragnęli bliżej poznać to serialowe miejsce, prywatni inwestorzy, ale także i miejscy urzędnicy stanęli na głowie, aby taki właśnie wrażenie uzyskać. Tę nagłą przemianę Miami nazwano później „efektem Vice”.


Równocześnie z filmowcami w mieście ciężko zaczęli pracować członkowie organizacji Design Preservation League, którzy zajęli się odnawianiem zabytkowych budynków art-deco. Sam Michael Mann zasponsorował nawet wydanie magazynu poświęconego temu architektonicznemu stylowi. Wkrótce więc nie tylko fasady „występujących” przed kamerą budynków pokryły się pstrokatym różem, błękitem i żółcią.

Każdy chciał ubierać się jak gliniarze z Miami!

Jeszcze żaden kinowy ani telewizyjny policjant nie ubierał się z taką klasą jak Johnson i Thomas! W ciągu jednego odcinka ci goście potrafili kilkukrotnie zmienić swoje kreacje i za każdym razem prezentowali się znakomicie. Odtąd zakładanie marynarki na t-shirt stało się prawdziwym hitem. Podobnie zresztą jak rozchełstane, wściekle kolorowe, hawajskie koszule z podwiniętymi rękawami, czy mokasyny noszone na bosych stopach. Kilkudniowy zarost nie był już utożsamiany z niechlujstwem, a wręcz zyskał status seksownego elementu męskiego wizerunku.

Za styl serialowych gliniarzy, który został oczywiście szybko skopiowany przez miliony facetów na całym świecie, odpowiadał Michael Mann. Jego estetyczna wizja tej telewizyjnej produkcji nie wzięła się jednak znikąd – przez długi czas uważnie studiował kolekcje mody włoskich projektantów - Gianni Versace, Gianfranco Ferré i Giorgio Armaniego i wiele pomysłów od nich skopiował.


Do łask wróciła też firma Ray-Ban. Jeszcze w 1983 roku firma miała spore problemy finansowe. Wówczas z pomocą przyszedł Tom Cruise, który to nosił gustowne Wayfarery w „Ryzykownym biznesie”. Dzięki niemu udało się sprzedać 360 tysięcy sztuk tych okularów. Te same bryle założył później Don Johnson. Do 1986 roku 1,5 miliona mężczyzn kupiło te nieodzowna część wizerunku twardego faceta!


„Policjanci z Miami” walczyli z przestępczością pastelowego miasta przez sześć długich lat zamkniętych w pięciu serialowych sezonach. W 1990 roku produkcja zniknęła z anteny. Szesnaście wiosen później Michael Mann postanowił wskrzesić trupa i stanął za kamerą filmu „Miami Vice”. Role słynnych gliniarzy powierzył Colinowi Farrelowi i Jaimiemu Foxowi.

Niestety to już nie był ten czas – widzowie nie docenili próby grania na ich nostalgii słusznie uznając, że nic nie jest w stanie przywrócić upstrzonych tandetnymi kolorami wspomnień miasta pełnego seksownych plażowiczek, szybkich fur i nonszalanckich stróżów prawa zapatrzonych w katalogi włoskich projektantów mody.



Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
4

Oglądany: 67279x | Komentarzy: 52 | Okejek: 341 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało