Brudne riffy, perkusyjny łomot i przepity głos ledwo stojącego na nogach wokalisty – o gustach się nie dyskutuje, ale niech pierwszy rzuci butelką po jabolu ten, który w latach młodzieńczych nie nabawił się wstrząsu mózgu po długotrwałym trzepaniu łepetyną na koncercie Bajmu!
Oto kilka ciekawostek o rockowych gigantach, których muzyka - w przeciwieństwie do twórczości współczesnych gwiazdek pop - wykuta została w skale, przez co historia o niej nigdy nie zapomni.
Matka słynnego rudzielca, z którego gardzieli wydobywa się dźwięk o skali 5 oktaw, miała zaledwie 16 lat, kiedy zaszła w ciążę. Sprawcą dzieciaka był William Bruce Rose – uliczny awanturnik, który notorycznie pakował się w kłopoty z prawem.
Oczywiście ciąża nie była planowana, a para rozstała się dwa lata później. Rodzicielka związawszy się z innym facetem zmieniła imię swojej pociechy na William Bruce Bailey. Do 17 roku życia późniejszy wokalista Guns N' Roses był przekonany, że mieszka pod jednym dachem ze swoim biologicznym ojcem.
Kiedy sprawa wyszła na jaw, chłopak z powrotem zmienił nazwisko na Rose, jednak uznał, że nie będzie używał imienia nadanego mu po swoim staruszku. Parę lat później, już jako początkujący muzyk, darł się do mikrofonu w kapeli o nazwie… AXL. Kumple żartem zaproponowali, aby chłopak nazwał się na cześć swej kapeli. I tak też się stało.
Do dziś trwają spekulacje fanów „November Rain”, czy to na pewno przypadek, że po przestawieniu w imieniu i nazwisku ich idola kilku literek wychodzi… „oral sex”.
Wszyscy biografowie Beatlesów podkreślają, że muzyka słynnej czwórki z Liverpoolu nigdy nie byłaby tym czym jest gdyby nie pewna używka, która na długo zagościła wśród do bólu „ugrzecznionych” muzyków. Wprawdzie chłopaki przetestowali na sobie działanie różnych dragów, ale pewnie nigdy nie spodziewali się tego, w jakich okolicznościach odbędą swoją dziewiczą, kwasową podróż.
W 1965 roku artyści jedli obiad w domu pewnego dentysty - Johna Rileya. Mężczyzna był absolutnie zafascynowany działaniem mało jeszcze wówczas popularnego psychodeliku – LSD. Postawił więc sobie za punkt honoru bycie pierwszym, który poda Beatlesom tę substancję. Riley wrzucił więc po dawce kwasu do kawy każdego ze swoich gości. Nieświadomi artyści po wypiciu zawartości swoich kubków poinformowani zostali o dodatkowym składniku ich napojów, ale nie przejęli się tym specjalnie. Oczywiście do czasu, kiedy kwas na dobre „wszedł” i otworzył im czerepy na całkiem nowe doznania, które później zaowocowały również całkiem nowymi, rewolucyjnymi rozwiązaniami w ich muzyce.
No i nie zapominajmy o słynnym kawałku „Lucy in the Sky with Diamonds”, którego nazwa dość jasno nawiązuje do kultowego psychodeliku tamtej epoki.
W 1991 roku wschodzące gwiazdy grunge'owej sceny Seattle wydały swoją drugą płytę. „Nevermind” promował chwytliwy kawałek „Smells like teen spirit” ze swoim charakterystycznym teledyskiem. Płyta momentalnie podbiła serca fanów brudnego garażowego łojenia. Aby uczcić wydanie tego albumu, zorganizowano imprezę na cześć muzyków.
Nikt się jednak nie spodziewał, że członkowie Nirvany schleją się i rozpoczną głośną awanturę. Na szczęście w ruch nie poszły pięści, krzesła i kuchenne noże, ale jedzenie. Cobain i jego kumple urządzili sobie gastronomiczną bitwę, zamieniając wynajęty lokal w obraz nędzy i rozpaczy. Aby uchronić to miejsce przed dalszą demolką, organizatorzy kulturalnie nakazali artystom czym prędzej wypierdal@ć za drzwi i nigdy więcej już nie wracać.
Wielcy artyści często wybierają dość niecodzienne miejsca, w których znajdują inspirację do pracy nad nowymi kompozycjami. Na przykład muzycy Red Hot Chili Peppers na czas nagrywania płyty „Blood Sugar Sex Magik” za namową swojego producenta Ricka Rubina wprowadzili się do rezydencji samego Harry'ego Houdiniego. Jak się potem okazało, miejsce to było nawiedzone.
Jeszcze dziwniejsze miejsce do tworzenia wybrał sobie Trent Reznor z industrialnej kapeli Nine Inch Nails. Muzyk wynajął dom, którego właścicielem trzy dekady wcześniej był Roman Polański. To w tym domu Charles Manson i jego „rodzina” dokonała morderstwa czterech osób, wliczając w to będącą w ósmym miesiącu ciąży żonę polskiego reżysera – Sharon Tate. Reznor zamienił tę rezydencję w swoje własne studio nagraniowe i nazwał je „Pig” (niekiedy też mówił na nie „Le Pig”). To oczywiście nieprzypadkowy wybór. Otóż jedna z członkiń mansonowej grupy - Susan Atkins - wykonała na wejściowych drzwiach domu napis „Pig”. Za farbę posłużyła jej krew Sharon Tate…
W studiu Reznora powstał też album „Portrait of an American Family” autorstwa Marylina Mansona. Po roku wynajmowania nieruchomości Trent zdecydował się na wyprowadzkę, mówiąc że „historia tego domu jest zbyt ciężka, abym mógł ją udźwignąć”.
Graham Chapman, słynny komik i członek grupy śmieszków z Latającego Cyrku Monty Pythona, miał pewien mały epizod z muzyką metalową tworzoną przez jego rodaków. Aktor zagrał w 1988 roku w teledysku zespołu Iron Maiden.
Wcielił się w rolę profesora sztuki, który po daniu reprymendy jednemu ze studentów, który wzbogacił swój rysunek o twarz Eddiego - maskotki Iron Maiden, przypadkiem wpada do tajemniczych lochów, z których wyjść mu już nigdy nie będzie dane.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą