Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Pracuj, kupuj, konsumuj, umieraj - czyli jak staliśmy się robotami pracującymi 40 godzin w tygodniu

784 755  
1011   200  
Czy zastanawiałeś się kiedyś czemu większość zatrudnionych osób pracuje po 8 godzin dziennie, najlepiej od 8 do 16? Pewnie nigdy też nie myślałeś jaki to ma wpływ na ciebie, twoje otoczenie, a nawet system, w którym żyjesz. Jakby się temu przyjrzeć nieco bliżej, można dojść do dość niepojących wniosków…

Jak wprowadzono ośmiogodzinny czas pracy

Cofnijmy się w czasie do przełomu XVIII i XIX wieku – okresu wielkiej rewolucji przemysłowej, kiedy to jak grzyby po deszczu na całym „cywilizowanym świecie” wyrastały olbrzymie, zatrudniające tysiące pracowników, fabryki. To oczywiste, że ich właściciele marzyli o zwiększeniu wydajności swych działających 24 godziny na dobę zakładów.

Jak? Ano sprawiając, aby ludzie - czyli trybiki w tych przemysłowych maszynach, pracowali jak najdłużej. Na początku XIX wieku normalny dzień pracy szarego robotnika trwał od 14 do nawet 16 godzin!
Szybko jednak zorientowano się, że rozwiązanie, w którym pracownik ciężko tyra przez cały dzień, aby następnie wrócić do domu i zasnąć kamiennym snem nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dla nikogo. Wielki socjalistyczny teoretyk – Robert Owen rozpoczął promowanie nowego systemu pracy, który ujęty został w taki sposób: „Osiem godzin pracy, osiem godzin rekreacji, osiem godzin odpoczynku”.


Oczywiście propozycja ta wywołała spore kontrowersje – wprowadzenie jej w życie oznaczałoby przecież skrócenie czasu pracy wielu robotników o prawie połowę! Mało który biznesmen zgodziłby się na takie rozwiązanie. Ostatecznie dopiero w 1914 roku taki ryzykowny krok zrobił Henry Ford, właściciel Ford Motor Company. Od tej chwili zatrudnieni w jego firmie spędzali w zakładzie jedynie 8 godzin dziennie. Dodatkowo Ford, pragnąc zmotywować swych pracowników, podwoił ich wypłatę. Efekt? Wydajność fabryki nie tylko nie spadła, a wręcz przeciwnie – w rezultacie w ciągu dwóch lat zyski amerykańskiego potentata podwoiły się. Właściciele innych zakładów już się nie wahali i dość szybko ośmiogodzinny czas pracy był już standardem.


Wszyscy na tym zyskują

Takie rozwiązanie okazało się strzałem w dziesiątkę nie tylko ze wspomnianego powodu. Świat potrzebował nie tylko mrówek-robotnic, ale i konsumentów. A o takich raczej trudno, gdy większość z nich tyra po kilkanaście godzin na dobę. Te osiem godzin sprawiło, że pracownik nie tylko system konstruował, ale i sam stał się jego „ofiarą”. Dzięki temu „wolnemu czasowi” możesz przecież obejrzeć reklamy, pójść do sklepu, dać się nakłonić na kupno betoniarki po wyjątkowo promocyjnej cenie… Jednym słowem wydawać to, co zarobiłeś.


W 1955 roku pewien brytyjski historyk Cyril Parkinson zakpił sobie z biurokracji i stworzył teorię, według której im więcej czasu dostanie pracownik na wykonanie swojej roboty, tym dłużej będzie to robił. W praktyce - jeśli dostaniesz 20 minut, jest niemal pewne, że dokładnie tyle ci zabierze poradzenie sobie z zadaniem. Jeśli zaś dostaniesz na to całe popołudnie, to możesz mieć pewność, że dokładnie tyle czasu ci to zabierze...
Okazuje się, że identycznie traktujemy sprawę pieniędzy. Im więcej ich mamy, tym więcej wydajemy. A przecież to nie jest tak, że z chwilą, gdy do kieszeni wpada nam dużo kasy, znienacka zaczynamy mieć większe potrzeby! Cały trik polega na tym, aby przekonać nas, że właśnie tak jest.

Nawyk robienia niepotrzebnych zakupów

Cały zachodnia ekonomia opiera się na zasadzie gratyfikacji. Zakupy nie są dla ciebie jedynie metodą pozyskiwania najbardziej niezbędnych do przeżycia artykułów, ale przede wszystkim metodą nagradzania się, gratyfikacji, sposobem na sprawienie sobie ulgi. Wydawanie pieniędzy ma być terapią dla każdego szarego człowieka. A ten zaprogramowany został tak, aby czuć się zmęczonym, głodnym radości, niezadowolonym z życia pionkiem, który skłonny jest zapłacić dużo za wygodę i silną dawkę rozrywki.

"Nie będziesz pożądał żadnej rzeczy bliźniego swego. To jest po prostu cholernie głupie. Pożądanie rzeczy naszych bliźnich napędza całą gospodarkę. Twój bliźni ma wibrator, który gra melodię "O, przybywajcie wierni"? Ty tez chcesz taki mieć! Pożądanie tworzy miejsca pracy, więc zostawmy je w spokoju!" - George Carlin

Dla dobra takiego systemu bardzo ważne jest, aby wyrobić w obywatelu uzależnienie od wydawania pieniędzy na rzeczy, które tak naprawdę nie są mu potrzebne. Narzędziami takiego prania mózgu są reklamy, filmy naszpikowane odpowiednim przekazem, czy szeroko lansowane w mediach trendy.


Najłatwiej to zauważyć w przypadku… dzieci, które są szczególnie podatne na tego rodzaju przekazy. W filmie dokumentalnym pt. „Korporacja”, psychologowie marketingowi analizują wyniki socjologicznych badań, z których wynika, że nawet do 40% zabawek, które rodzice kupują swoim pociechom to efekt jęków, awantur i namolnego błagania – dzieciaki naprawdę zrobią wszystko, aby tylko tatuś czy mamusia sięgnęli do portfela i kupili im upragniony prezent.
Co zrobili z tą wiedzą właściciele firm zabawkarskich? Ano wydali miliony dolców na stworzenie kampanii marketingowych skierowanych do najmłodszych, a nawet zachęcających małych konsumentów do nękania swoich rodziców.

Wielkie firmy i koncerny nie zrobiły przecież milionów na uczciwym reklamowaniu niezbędnych produktów, ale na sztucznym wywoływaniu popytu, stworzeniu społeczeństwa złożonego z milionów ludzi, którzy kupują dużo więcej niż im naprawdę potrzeba. Zajrzyj do swojej piwnicy, otwórz szafę – ile posiadasz przedmiotów, których prawie nigdy nie używałeś?


Kupujemy, aby poprawić sobie humor (zakupoholizm to obecnie całkiem poważne zaburzenie psychologiczne), zaimponować sąsiadom, czy też wypełnić swoją dziecięcą wizję tego, jak nasza dorosłość miałaby wyglądać. Istnieją setki psychologicznych motywów, które popychają nas do kupowania niepotrzebnych śmieci...


David Cain – redaktor serwisu Raptitude.com twierdzi, że większość problemów, z którymi borykają się Amerykanie, czyli depresja, otyłość, zanieczyszczenie środowiska czy korupcja, to cena za utrzymanie całej ekonomii. A ta „zdrowa” będzie tylko wtedy, jeśli „niezdrowi” będą obywatele. Zdrowy, szczęśliwy człowiek nie potrzebuje dużo więcej, niż to co posiada, a co za tym idzie – nie wydaje kasy na tony zbędnych śmieci, nie potrzebuje poić się pustą, przeplataną reklamami, rozrywką… Całe dekady ciężkiej pracy właścicieli wielkich korporacji dały swój efekt w postaci stworzenia wielomilionowych społeczności owczych konsumentów, których styl życia został z góry zaplanowany.

Odetnij się. Nawet na chwilę.

Trudno dojść do takich wniosków, kiedy samemu tkwi się w tym skrojonym na miarę systemie. Dystansu można jednak nabrać, kiedy wyruszy się w podróż. Nie, nie taką, polegającą na wykupieniu sobie 10-dniowego pobytu w egipskim kurorcie i wygrzewania spasionej dupy na odgrodzonej od tubylców, prywatnej plaży. Za pieniądze, jakie wydasz na taki „trip” spokojnie możesz przeżyć kilkukrotnie dłuższą przygodę, która może na ciebie podziałać jak kubeł lodowatej wody wylanej na łeb. Okaże się, że posiadając bardzo mało kasy, oraz bagaż ograniczony do małego plecaka z najbardziej potrzebnym rzeczami, doświadczysz więcej, niż mógłbyś się spodziewać.


Śpiąc w najtańszych hotelach, lub korzystając z zalet Couchsurfingu, jedząc żarcie oferowane przez ulicznych sprzedawców oraz podróżując rozklekotanymi autobusami zdasz sobie sprawę, ile tak naprawdę sztucznie stworzona potrzeba psychicznej wygody jest warta. Jako lekko niedomyty kloszard z dwiema koszulkami w tobołku i świadomością nieskrępowanej wolności poczujesz się znacznie szczęśliwszy niż w chwilach, kiedy wysypiałeś się na wygodnym łożu, jeździłeś do pracy wypucowanym służbowym blaszakiem, a w porze lunchu dystyngowanie sączyłeś kawę za piętnaście złotych, zakupioną w jednej z sieciowych restauracji.
Paradoksalnie – podczas takiego terapeutycznego „zeszmacenia się” nie tylko żyć będziesz pełnią życia, ale zauważysz, że ograniczywszy swoje zakupy do absolutnego minimum potrzebnego ci do przetrwania, wydajesz znacznie mniej – nawet jeśli podróże odbywać będziesz po krajach uznawanych za wyjątkowo drogie…


Urlop nie trwa wiecznie i kiedyś będziesz musiał na powrót podłączyć się do płyty głównej – warto jednak mieć świadomość, że w tym wielkim, misternie stworzonym komputerze twoim zadaniem jest być tresowanym, posłusznym robotem. Dlatego też radzimy – po pracy, zamiast zalegać przed telewizorem i tępym wzrokiem śledzić przerywane reklamami środków na hemoroidy, miłosne perypetie doktora Lubicza, wsiądź na rower, idź na spacer, pobiegaj, odetnij się. Nawet na chwilę.

Więcej takich materiałów znajdziesz tutaj:



Źródła: 1, 2
50

Oglądany: 784755x | Komentarzy: 200 | Okejek: 1011 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

28.03

27.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało