Czasami sny są przekonywujące, czasami bolesne. Dziś i takie, i takie. Ale także i typowe poranne zamieszania. Czyli gadanina bez sensu, tudzież robienie dziwnych rzeczy.Kilka lat temu, w wakacje zajmowałam się opieką nad dziećmi sąsiadów. Pewnego dnia, jak zresztą codziennie od ok. miesiąca, trzeba je było zaprowadzić do domu. No to dawaj, dzieciaczki za rączki i do domciu. Wychodząc z domu zastanowiłam się chwilę, dlaczego drzwi wyjściowe są zamknięte na klucz, ale poza tym nic nie zwróciło mojej uwagi. Wyszłam z dzieciaczkami na ulicę, uszłam parę kroków i co? Nie ma dzieci. Nie ma dnia. A ja stoję jak ten przygłup w cudownej zielonej piżamie na środku ulicy i zastanawiam się "co się stało"?
Okazało się, że dzieci odprowadziłam duuuużo, dużo wcześniej, a to, że one są pod moją opieką, po prostu mi się przyśniło. Dobrze, że pies zaszczekał i mnie obudził na tej ulicy. Już sobie wyobrażam miny sąsiadów, którzy otwierają drzwi o 2:45 w nocy i słyszą, że dzieci im przyprowadziłam...
Poza tym, budzenie się w środku nocy i ubieranie się "bo trzeba jechać na uczelnię", to dla mnie chleb powszedni. Kiedyś obudziłam się rano z mokrymi włosami.
Użycie niekonwencjonalnych broni może mieć całkiem spory wpływ na wynik walki. Przed wami najdziwniejsze i momentami ekstremalne pomysły bitewne XX wieku.
Podczas II Wojny Światowej Sowieci tworzyli specjalne oddziały psów bojowych, które nosiły ze sobą ładunki wybuchowe i miały za zadanie wbiegać pod nieprzyjacielskie czołgi. Detonacja następowała wówczas, kiedy w kontakcie z podwoziem maszyny zginała się specjalna antenka, umieszczona na grzbiecie psa. Zwierzęta szkolono, wrzucając pod czołgi kawałki mięsa. Dodatkowo przed samą walką były specjalnie głodzone.
Użycie tej „broni” było skuteczne tylko przy pierwszym podejściu. Niemcy sami mogli z łatwością wabić psy mięsem i rozbrajać je, a także odstraszać miotaczami ognia. Ponadto psy były szkolone na radzieckich czołgach, więc te nie mogły znajdować się w pobliżu ich ataku. Właśnie po jednym z takich przypadków w 1942 roku, kiedy cała radziecka dywizja pancerna musiała się wycofać, zrezygnowano z usług „najlepszego przyjaciela człowieka”.
ZiŁ 2906 to jeden z dziwniejszych pojazdów, jaki wydała na świat rosyjska myśl techniczna. Nie oznacza to jednak, że pomysł był zły. Napęd śrubowy sprawiał, że maszyna radziła sobie w ekstremalnych warunkach. Niestety, zniszczenia jakie za sobą pozostawiała sprawiały jednocześnie, że tylko w tych ekstremalnych warunkach opłacało się jej używać.
Jeśli chodzi o walkę w mieście, żołnierz ma świadomość, że za każdym rogiem może czekać na niego wróg. Liczy się wszystko, co może dać jakąś przewagę, stąd widoczne na zdjęciu zakrzywione lufy o bardzo wątpliwej celności.
Prototyp powstał w latach 1914-1915 za sprawą inżyniera Lebiedenki. Ogromne przednie koła miały średnicę 9 metrów i w teorii były przystosowane do pokonania każdej większej przeszkody. Niestety, tylne koło o średnicy 1,5 metra w wyniku błędnych obliczeń ciężaru maszyny grzęzło często w ziemi. Dodatkowo silniki były zbyt słabe, aby mogły w takich sytuacjach wyciągnąć czołg z opresji. Próbowano je wymienić na silniejsze, ale ostatecznie projekt zawieszono.
Tych bezzałogowych balonów używano jako przeszkody dla samolotów lecących na małych i średnich wysokościach. Służyły do obrony ważnych celów, np. przed bombardowaniem. Chroniły m.in. Londyn przed pociskami V-1.
Ten potężny lotniskowiec o wyporności 2 mln ton (!) miał być zrobiony z pykretu, czyli mieszanki lodu i miazgi drzewnej. Na swoim pokładzie o długości 610 m i szerokości 91,5 m miał pomieścić 300 samolotów i 4 tys. załogi. Projekt zawieszono z obawy przed niewydolnością systemów chłodzenia.
Mówiliśmy już o wykorzystaniu psów, teraz powiemy coś o nietoperzach. Amerykanie wpadli na pomysł, aby podczepiać do nich ładunki zapalające z opóźnionym zapłonem i zrzucać w bombach kasetowych. Dzięki temu nietoperze miały chować się w trudno dostępnych miejscach, np. pod dachami budynków, i tam eksplodować. Szybko okazało się, że standardowe naloty są równie skuteczne.
Te zdalnie sterowane miny samobieżne służyły Niemcom m.in. do wysadzania alianckich czołgów podczas II WŚ. Z uwagi na swoją powolność i prostotę unieruchomienia (wystarczyło przeciąć kabel, jaki za sobą ciągnęły), często wpadały w ręce przeciwnika.
Latające jeepy powstały ze szlachetnej chęci lądowania helikopterem na dowolnym terenie. Stworzono kilka prototypów, ale wszystkie zostały odrzucone. Nieważne jak dobrze taka koncepcja wyglądała na papierze, w ferworze walki te maszyny byłyby mało użyteczne.
Na koniec coś spektakularnego, a mianowicie lotniskowce stworzone na bazie sterowców. O ile sam koncept jest dosyć ciekawy, o tyle w praktyce kompletnie bezsensowny i nierealny – byłby to chyba najłatwiejszy cel do zniszczenia, jaki pojawiłby się na wojnie. Dziś pozostaje już tylko w sferze steampunkowych opowieści.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą